Ciekawe historie, ciekawe miejsca, biografie ciekawych osób związanych z Wielkopolską, historie rodzinne, artykuły o genealogii.
Odpowiedz

Cmentarz w Gaju Wymysłowickim

20 lut 2008, 20:36

Na terenie gminy Strzelno po dziś dzień zachowało się wiele śladów po dawnych cmentarzach ewangelickich, których użytkowanie zakończono po roku 1945. Niektóre z nich. zapomniane, porośnięte dziko rosnącymi krzewami i samosiejkami drzew, zdają się wołać o pomocw ocaleniu od niechybnego zapomnienia i o symboliczne chociażby upamiętnienie skromnymi tablicami informacyjnymi, tak jak dokonano tego z ewangelickimi nekropoliami w Strzelnie i Wymysłowicach. A starczyłoby tylko, że słowami: W tym miejscu znajdował się cmentarz Współbraci w wierze - Ewangelików, nie doprowadzimy do zatarcia kart historii naszej Małej Ojczyzny. Bo przecież ta najbliższa naszym sercom Matka Ziemia jest rozmaicie i indywidualnie pojmowana, to właśnie ona zawsze daje nam poczucie tak cennego dziś zakorzenienia, tożsamości z regionem, własną kulturą, a jednocześnie uświadamia nam wspólnotę z Ojczyzną i innymi narodami. Mała Ojczyzna wzbogaca ojczyznę wielką, uczy żyć w zbiorowisku wielkich ojczyzn, w Europie, w Świecie.

Kiedy koloniści niemieccy zjawili się na tych terenach krótko po pierwszym rozbiorze polski (w 1781 r. zasiedlono dawne obszary folwarków klasztornych w Bielsku, Ciechrzu, Sławsku Małym, Stodołach...), osiedlali się na obszarach przyległych do istniejących już wsi polskich. Z tych koloni powstały z czasem samodzielne jednostki, którym nadawano nowe nazwy własne, zarówno w brzmieniu polskim, jak i niemieckim. Jednym z czynników łączących nowych mieszkańców i przywiązujących ich do tej ziemi były cmentarze, a że byli to w ogromnej większości ewangelicy wyznania unijno-augsburskiego organizowali własne cmentarze ewangelickie. To na nich chowali najbliższych, po latach mówiąc, że w tej ziemi spoczywają ich przodkowie. W taki oto sposób znajdowali tutaj swój nowy Heimat. Do dziś, poza już wymienionymi, zachowały się jeszcze ślady po tych nekropoliach w Ciechrzu, Ciencisku, Łąkiem, Ostrowie, Sławsku Dolnym, Stodołach i Wronowach.

Jednym z takich miejsc jest prywatny cmentarz rodzinny, założony w 1864 r. w Gaju Wymysłowickim przez, Ulrykę z domu von Calbo (1820-1874) i Arnolda von Wilamowitza-Moellendorff (1813-1888), ówczesnych właścicieli Markowic i współczesnych naszym czasom Wymysłowic. U podstaw zorganizowania tej nekropolii znalazł się zamysł, by nie grzebać protestanckich właścicieli dóbr markowickich, jak i ich oficjalistów na markowickim cmentarzu przykościelnym. Ulryka wybrała miejsce szczególnie urokliwe w równinnym, prawie płaskim jak stół, krajobrazie tej części Kujaw Zachodnich, wskazując na skraj ich dóbr przy miejscowości Wymysłowice, nazwanej w drugiej połowie XIX w. Moellendorf, a wcześniej Gaj, gdzie znajduje się las, zwany przez miejscową ludność Kobylarz. To właśnie na jego skraju, niedaleko leśniczówki, wrażliwa na piękno, żona pierwszego z pruskich właścicieli tych ziem, założyła rodzinną nekropolię. Z czasem miejsce to przekształciła w swoiste arboretum nasadzając różnorodne odmiany
i gatunki drzew i krzewów ozdobnych, sprowadzonych specjalnie z różnych zakątków świata. Alejki wewnętrzne wysypano grubym jednorodnym żwirem, a porządek na nim utrzymywał dworski ogrodnik dojeżdżający raz w tygodniu z Markowic. Był to otoczony murem prawidłowy czworokąt, przez środek którego prowadziła aleja starych tuj amerykańskich. Jeszcze po 1945 r. miał się przedstawiać okazale.

Ze starannie ongiś utrzymanego i pielęgnowanego cmentarza pozostały nieliczne i nadgryzione zębem czasu nagrobki. Wśród tych, które trzymają się dobrze, stoi wciąż jeszcze wysoka ponad 2 metry czworokątna stela, z napisem w języku niemieckim głoszącym, iż spoczywają tutaj: Ulryk von Wilamowitz-Moellendorff, ur. 22 grudnia 1848 r., zm. 25 września 1931 r. oraz Maria von wilamowitz-Moellendorff,
z domu Mommsen, ur. 28 czerwca 1855 r., zm. 15 września 1936 r. Na innej stronie tej kamiennej steli widzimy płaskorzeźbę portretową upamiętniającą rysy młodego człowieka, którego nazwisko wyjawia napis. Był nim Tycho von Wilamowitz-Moellendorff, ur. 16 listopada 1885 r., poległy i pochowany pod Iwanogrodem (dzisiejszy Dęblin) 15 października 1914 r. Są to nazwiska głośne w nauce europejskiej. Ulryk był światowej sławy profesorem uniwersytetów w Gryfii, Getyndze
i Berlinie, jego żona Maria była córką noblisty Thedora Mommsena, a syn ich Tycho również dał się już poznać jako badacz dramatu greckiego, kiedy to w młodym wieku poległ na I wojnie światowej. Przy steli pochowany jest również drugi syn Ulryka i Marii, Gottfried Hermann (+2.05.1882), Hermann, major Luftwaffe (21.05.1887-29.10.1930).

Spośród innych członków tego rodu wcześniej spoczęli tutaj rodzice Ulryka: Arnold (28.06.1813-2.01.1888) i Ulryka z domu von Calbo (5.06.1820-26.11.1874) oraz starszy brat Ulryka, Hugo (1840-30.08.1905), landrat inowrocławski, naczelny prezes prowincji poznańskiej, właściciel klucza dóbr Kobylniki, który wystawił malowniczy eklektyczny pałac - rezydencję rodową w tejże miejscowości. Pod ogromnym głazem spoczywa zięć Hugona, Claus von Heydebreck (1859-1935) ożeniony z córką Hildegardą, którzy byli ostatnimi właścicielami dóbr markowickich, autor dziejów Markowic. Obok członków rodzin Wilamowitz-Moellendorff spoczywają tu liczni okoliczni Niemcy, między innymi ośmiu mieszkańców Markowic, którzy zginęli podczas wypadków wrześniowych 1939 r.

Dzisiaj wspominając wielkiego uczonego Ulryka von Wilamowitz-Moellendorffa, który sam siebie nazywał Origine Cujavus, należy przypomnieć, że urodził się w Markowicach i tutaj spędził dzieciństwo aż do czternastego roku życia. Często, choć przeważnie na krótko powracał i tutaj, w tej ziemi, zgodnie z ostatnią wolą jego doczesne szczątki, po kremacji w Berlinie, zostały pochowane, pomimo że od 1919 r. jego rodzinne gniazdo na powrót należało do Polski. Warto zaznaczyć, że światowej sławy filolog od 1910 r. był członkiem Polskiej Akademii Umiejętności, która tym członkostwem uczciła nie tylko znakomitego uczonego, ale także nauczyciela kilku polskich filologów. Jak napisał Marian Plezia: Ze wszystkich wielkich synów ziemi kujawskiej, którzy znad Gopła wyszli w świat, aby wzbogacić kulturę narodową
i ogólnoludzką, Wilamowitz jeden powrócił tu aby na zawsze spocząć w ziemi rodzinnej. W tym zapomnianym grobie w wymysłowickim lesie kryje się jakaś swoista tragedia: jeszcze za życia człowieka, który tam spoczął, upadła dynastia Hohenzollernów, do której całym sercem był przywiązany, a w piętnaście lat po jego śmierci zniknęły z mapy Europy Prusy, jego ukochana ojczyzna z wyboru. Pozostała mu tylko rodzinna ziemia kujawska, której powierzył swoje prochy, karząc się tutaj pochować. Wśród jego ulubionych tragedii greckich jest jedna opowiadająca o starym, oślepłym i złamanym nieszczęściami królu Teb Edypie, który ostatni spoczynek i ukojenie znajduje na sąsiedniej ziemi attyckiej w gaju pod miejscowością Klonos. Las wymysłowicki stał się z woli losu dla Wilamowitza takim gajem w Klonos.

Na zakończenie warto wspomnieć o teściu Ulryka, ojcu jego żony Marii, którym był Theodor Mommsen, postać niezwykła
w światowym poczcie znakomitości nauki. Kiedy Ulryk z Marią corocznie przyjeżdżali na letnie wakacje do Markowic, mogło zdarzać się, że odwiedzał ich sam Mommsen, przyszły laureat nagrody Nobla. Czy tak było? Nie wiemy. Theodor Mommsen (1817-1903) był niemieckim historykiem, poetą, prawnikiem i działaczem politycznym. Urodził się 30 listopada 1817 r. w Harding w Schleswigu, należącym wówczas do Danii, w rodzinie niemieckojęzycznego pastora protestanckiego. Dzieciństwo spędził w Holsteinie - innej prowincji duńskiej, którą zamieszkiwała większość niemiecka. Z domu wyniósł znajomość języków obcych - angielskiego i francuskiego - których naukę kontynuował w gimnazjum chrześcijańskim w Altone. W 1938 r. rozpoczął na uniwersytecie w Kilonii studia prawnicze na wydziale prawa rzymskiego. Na ostatnim roku studiów napisał traktat O kolegiach i korporacjach u Rzymian. Przez trzy lata kontynuował pracę naukową we Włoszech. Efektem tego pobytu był wielki zbiór łacińskich napisów Corpus Inscriptorium Latinarum. Dzieło ukazało się w latach 1863-1936 w szesnastu tomach. W 1847 Momsen powrócił z Włoch do Schleswigu, gdzie zaangażował się w ruch niepodległościowym, zmierzającym do zrzucenia zwierzchnictwa Danii nad niemieckojęzycznymi prowincjami, leżącymi na północ od Elby. Podczas Wiosny Ludów przez krótki czas redagował gazetę Schleswig-Holsteine Zeitung, by pod koniec 1848 r. pojechać do Lipska i objąć katedrę prawa cywilnego na tamtejszym uniwersytecie. Został jej jednak pozbawiony za uczestnictwo w powstaniu w Saksonii. W 1852 r. Mommsen wyjechał do Zurychu, gdzie rozpoczął pracę nad monumentalną pracą Historia Rzymu. Jej pierwszy tom ukazał się w 1854 r. W tym samym roku historyk wyjechał do Wrocławia, by uczyć na tamtejszym uniwersytecie oraz ożenił się z Marią Reiner, z którą miał sześcioro dzieci. Następne dwa tomy Historii Rzymu, wydane w latach 1855-56, przyniosły Mommsenowi światową sławę. Opis dziejów Rzymu zakończony na 46 r. p.n.e., zamierzał kontynuować w czwartym tomie dzieła, z którego zrezygnował, gdy zrozumiał, że będzie on utrzymany na znacznie niższym poziomie niż trzy poprzednie. Zebrane materiały wykorzystał jednak w opublikowanej w 1885 r. książce Prowincje Rzymu od Cezara do Dioklecjana.

W 1855 r. Mommsen przeniósł się do Berlina, gdzie mieszkał aż do końca życia. Objął tam katedrę historii rzymskiej na uniwersytecie. W latach 1863-66 i 1873-79 był deputowanym do pruskiego parlamentu,
a po zjednoczeniu Niemiec do Reichstagu, gdzie występował przeciw polityce kanclerza Ottona von Bismarcka. W latach 1871-88 wydał trzytomowe Rzymskie prawo konstytucyjne, a w 1899 r. Rzymskie prawo karne.

W 1902 r. głównym pretendentem do literackiej Nagrody Nobla był wówczas Lew Tołstoj uważany powszechnie za największego
z żyjących pisarzy. Komitetowi Nagrody Nobla nie podobały się jednak anarchistyczne poglądy pisarza, na którego rzuciła klątwę Cerkiew Prawosławna, toteż postanowiono rozszerzyć warunki konkursu i rozpatrywać nie tylko dzieła literackie, ale i historyczne. W ten sposób, bo po raz pierwszy - i jedyny - literacką Nagrodę Nobla otrzymał historyk. Był nim niemiecki profesor Theodor Mommsen, jak napisano w werdykcie jury: jeden z największych pisarzy historycznych, spod pióra którego wyszła monumentalna Historia Rzymu. W rok później, 1 listopada 1903 r., zmarł w Charlottenburgu koło Berlina i tam został pochowany.

Przypomnienie tej sylwetki wiąże się z pewnym zasłyszanym poglądem, według którego Theodor Mommsen miałby zostać pochowanym w Gaju Wymysłowickim na rodzinnym cmentarzu Wilamowitzów. Jest to raczej dość fantastyczny pogląd, zważywszy na to, że laureat nagrody Nobla zmarł w rok po otrzymaniu tego prestiżowego wyróżnienia, tj. w 1903 r., kiedy jego córka Maria i zięć Ulryk w najlepszym mieszkali w Berlinie. Mommsen pochowany został w Charlottenburgu koło Berlina. A gdyby tak się stało, że zostałby tutaj, na Kujawach, pochowany, to niewątpliwie odnotowałby, to jakże ważne wydarzenie, sam Ulryk w swoich Wspomnieniach, czy autor dziejów Markowic, Claus von Heydebreck. Nadto odnotowałaby to, niecodzienne wydarzenie, któraś z miejscowych gazet, a nic takiego nie znajdujemy. W końcu odwiedzający to miejsce z gronem studentów poznańskich w 1937 r. prof. Witold Klinger musiałby wspomnieć swoim słuchaczom o tym wydarzeniu. Tak więc, przyjmijmy ten zasłyszany pogląd, jako niezrozumienie materii przedmiotu, lub nieporozumienie.

Już na zakończenie należy wspomnieć osoby, dzięki którym wymysłowicka nekropolia przetrwała trudny okres zacierania śladów po byłych osadnikach narodowości niemieckiej. A byli nimi nieżyjący już dzisiaj Antoni Słowiński - prezes PTTK w Strzelnie i Grzegorz Kocioł - leśniczy z Kurzebieli, który dzięki zabiegowi umieszczenia na tujach amerykańskich tabliczek mówiące, że są to pomniki przyrody prawem chronione, uratował cmentarz, podczas wycinki otaczającego go lasy, przed zniwelowaniem. Nadto Edmund Mikołajczak - historyk i regionalista inowrocławski, który wspólnie z uczniami seminarium markowickiego uporządkował i oznakował nekropolię oraz przez wiele lat pielęgnował to miejsce. Dziś pieczę nad tym miejscem sprawuje Urząd Miejski w Strzelnie, ale tylko wówczas, jak "im" przypomni się, że trzeba wyciąć trawę czy posprzątać gałęzie. Ale generalnie o to miejsce dbają.

Jak Wam, szanowni Państwo, spodoba się to moje pisanie, to napiszę jeszcze o sensacyjnym wydarzeniu, jakie na początku lat 80-tych minionego stulecia rozegrało się na tym cmentarzu. Czarny humor...?

Słowianin, po raz pierwszy na forum WTG

20 lut 2008, 21:13

Witam Slowianinie, jak na pierwszy raz na Forum to dales naprawde popis.
Uwazam, ze to co napisales powinno znalezc sie w dziale "Opracowania"w
WTG Gniazdo. Piekne wszystko napisane i pelne informacji historycznej.
Brawo ! Czytalam z wielka przyjemnoscia.
Czekam z niecierpliwoscia na nastepne twoje opracowania.
Dziekuje bardzo.

Pozdrowienia
Hania

Re: Cmentarz w Gaju Wymysłowickim

20 lut 2008, 21:16

Słowianin napisał(a):Jak Wam, szanowni Państwo, spodoba się to moje pisanie, to napiszę jeszcze o sensacyjnym wydarzeniu, jakie na początku lat 80-tych minionego stulecia rozegrało się na tym cmentarzu. Czarny humor...?

Słowianin, po raz pierwszy na forum WTG

Czekamy z niecierpliwością, lubimy czarny humor :wink:

20 lut 2008, 23:18

Witam w naszym gronie :)
Bardzo ciekawa opowieść, czytałam z równie wielką przyjemnością, jak poprzednie na e-Strzelno. Czekam na czarny humor :D
Uwaga dla forumowiczów: Słowianin po mieczu jest Wielkopolaninem!

21 lut 2008, 07:54

Słowianinie, witamy na stronach Gniazda.
Czekamy na kolejne opowieści, przeczuwam, że będą równie ciekawe.

Cmentarz w Gaju Wymysłowickim c.d.

21 lut 2008, 20:20

Kontynuując opowieść o prywatnym cmentarzu właścicieli Markowic, przedstawię państwu pewien epizod z jego dziejów, który rozegrał się w 1980 r. Nasycony jest on wątkiem sensacyjnym, a do tego zabarwiony czarnym humorem. Tak więc, wracając wspomnieniami do roku 1980 r. w pamięci zachowaliśmy sobie, że był to rok niezwykły – rodziła się „Solidarność”! Przypominamy sobie również, że po stosunkowo pogodnej wiośnie, zastąpiło mokre lato. Deszcze, i to w wielu przypadkach ulewne, padały niemal codziennie. U nas, tu na Kujawach, w Strzelnie i Wymysłowicach, jak i w całej niemalże Polsce, w wyniku długotrwałych opadów duże obszary gminy zostały zalane, względnie podtopione. Niżej położone tereny zamieniły się w jeziora. Woda wdzierała się do piwnic, a podczas pochówków zmarłych, niejednokrotnie, trumny zatapiano w wodzie wypełniającej groby. Wówczas też, żywioł ten dokonał zniszczeń na cmentarzu w Gaju Wymysłowickim.

W pobliżu nekropolii znajdują się zabudowania po byłym folwarku Wilamowitzów, który w latach sześćdziesiątych XX w. został zamieniony w bazę magazynową strzeleńskiego geesu. Tutaj skupowano ogromne ilości, bo ok. 8 tyś ton zboża rocznie. Był sierpień, żniwa opóźnione, dostawy i to mokrego zboża odbywały się tylko w dniach, w których przygrzało nieco słońce. Pracownicy magazynowi z nudów panujących w dni słoty, dla zabicia czasu, wybierali się do lasu za grzybami, których w tymże roku wysyp był ogromny. Podczas jednego z takich grzybowych wypadów, wracając z koszami pełnymi runa leśnego, skrócili sobie drogę, przechodząc przez cmentarz. Ku ich zdziwieniu, w centralnym jego miejscu natrafili na dziurę w ziemi. Okazała się, to być dziura w grobowcu, który do połowy wypełniała woda. Gdy jeden z pracowników zajrzał do środka, jego oczom ukazał się makabryczny widok. Na powierzchni lustra wodnego pływały zwłoki. Przestraszony poderwał się i w panicznej ucieczce, krzycząc do tego: trup, trup…, pobiegł, porywając za sobą pozostałych grzybiarzy, w kierunku biura magazynowego. Tam na miejscu, blady i mokry od potu, zdał chaotyczną relację z tego, co ujrzał, kierownikowi. Panie! Tam pływa we wodzie trup, jakiś chłopina z wielką brodą! Ktoś go ubił! Kierownik, nie zwlekając, powiadomił telefoniczne milicję strzeleńską o znalezisku.

W międzyczasie, zrobiło się zbiegowisko pod biurem magazynu. Wysłuchując relacji naocznego świadka tajemniczego znaleziska, zaczęto barwnie komentować zdarzenie, jakie prawdopodobnie mogło rozegrać się jednej z nocy na wymysłowickim cmentarzu. Ktoś zauważył, że od kilku dni nie pokazuje się we wsi Jasiek, bezdomny, który najmował się u okolicznych gospodarzy. Przecież, to on miał długą brodę. Inny z mieszkańców wsi, widział dwa dni temu, jak, późnym wieczorem, pod cmentarz podjechały dwa Mercedesy na RFN-owskich numerach. Suma summarum, uknuto, że to Niemcy przyjechali po skarb ukryty w grobowcu, i to, że Jaśko pomógł im go wydobyć. A gdy to uczynił, zadźgano nieboraka i pozostawiono w grobowcu.

Po upływie kilkudziesięciu minut, zajechała pod magazyn Nyska milicyjna, z której wygramolił się komendant z dwójką swoich podwładnych. Rozpytawszy się, w czym sedno sprawy, komendant kwitując, to wszystko słowami: nimiała baba kłopotu, to trupa nom podrzuciła, polecił podwładnym przeprowadzić oględziny i zabezpieczyć miejsce zdarzenia. W międzyczasie przyjechała ekipa śledczych wraz z prokuratorem. Wszyscy, wraz z naocznymi świadkami znaleziska, udali się na miejsce rzekomej zbrodni. No, ale, co zrobić? W grobowcu pełno wody, po wierzchu trup pływa, zdjęcia zrobione, jak go wydobyć? Mundurowym nie przystoi, może ktoś z robotników wejdzie i go jakoś podwiąże, by zwłoki wydobyć na światło dzienne. Z początku, na prośby komendanta, nikt nie zdobył się na odwagę, by wejść do środka grobowca. Pozostała jedyna perswazja: postawię litra temu, który wejdzie i wydobędzie nieboszczka – oświadczył ten najważniejszy. Na okazanie dobrej woli, kazał przynieść podwładnemu jedną flaszkę z Nyski. I znalazł się trunkami niegardzący Zdzicho, który po wypiciu z gwinta połowę zawartości flaszki, wlazł do grobowca i przewiązał nieboszczyka liną, pomagając przy tym go wydobyć. Już zmierzch zapadał, kiedy zwłoki zapakowano i wywieziono na badania do laboratorium medycyny sądowej do Bydgoszczy.

Jeszcze przez miesiąc opowiadano o ogromnym skarbie wywiezionym przez Niemców, o złocie, monetach, biżuterii, o ubitym Jaśku, itp. Pod koniec września do komendy rejonowej w Mogilnie przyszedł raport z laboratorium mówiący, iż zwłoki mężczyzny lat ok. 80, pochodzą z przełomu XIX i XX wieku! Dobrze zmumifikowane przeleżały w trumnie do momentu, kiedy, to woda, stopniowo wypełniając grobowiec, wywróciła trumnę, z której zapewne Arnoldzik wyleciał. Po tygodniu do wsi wrócił Jasiek, który z braku roboty, aż pod Radziejów się wybrał. Przywieziono również, w nowiutkiej trumnie, nieboszczyka, którego na koszt gminy pochowano ponownie, ale już nie w grobowcu, lecz w ziemi. Kim był tajemniczy nieboszczyk? Tego nie udało się ustalić. Zapewne mógł to być sam Arnold von Wilamowitz-Moellendorf lub też jego syn, Hugon, nadprezydent prowincji poznańskiej?
Jednym z pozytywów tego zdarzenia było to, iż cmentarz wymysłowicki stał się przedmiotem zainteresowania wielu okolicznych mieszkańców oraz to, że zaczęto dbać o niego. A tak a propos, fantazja ludzka nie zna granic! Gdzie te skarby, gdzie ci Niemcy? Faktem jest, to całe wyżej opisane zdarzenie i nie stanowi ono fikcji literackiej, gdyż na tą okoliczność istnieje pełna dokumentacja. Faktem jest i to, że cmentarz ten, tak przed laty, jak i po dziś dzień odwiedzają i Niemcy i Polacy.

Pozdrawiam wszystkich!

Słowianin

21 lut 2008, 23:16

Drogi Słowianinie!
Historie bardzo ciekawe.
Jesteś urodzonym gawędziarzem i z pewnością PTTKowskim przewodnikiem. Wprawdzie niedawno bylismy w Twoich stronach ale z przyjemnością wybierzemy się raz jeszcze, aby poznać inne historyczne miejsca i wysłuchać równie ciekawych opowieści.
Zapraszamy do naszego grona, nie tylko w wymiarze wirtualnym.
Pozdrawiam.
Jerzy

24 lut 2008, 14:37

Bardzo fajna historia, piszesz swietnie. Masz talent.

Pozdrowienia, Hania
Odpowiedz